poniedziałek, 3 listopada 2014

Co jeść? Jak jeść??

Ostatnimi czasy mamy modę na "bycie fit". Ze wszystkich stron bombardują nas informację o wpływie naszego trybu życia na nasze zdrowie, treningach, cud-dietach, a trenerki patrzą na nas z reklam, opakowań produktów. Kolejni celebryci próbują uchodzić za ekspertów w dziedzinie żywienia i sportu.

Można zapytać z żartem: "Panie premierze, jak żyć?". Co z  tych wieści jest prawdą, jak to się ma do naszego realnego życia, jakie są rzeczywiste skutki spożywania danych pokarmów, braku lub też nadmiernej aktywności, co i jak powinniśmy jeść?? Moim zdaniem na pewno nie powinniśmy wierzyć ślepo w to, co słyszymy czy czytamy, ponieważ pojawia się wiele bzdurnych opinii. Uważam, że każdą taką ciekawostkę, czy to tyczącą się treningów czy diety powinniśmy sprawdzić , skonfrontować ze źródłami takich informacji- wiem, każdy naukowiec, lekarz, trener może mieć inna opinię na dany temat, ale dzięki takim poszukiwaniom, będziemy mieć szeroki ogląd sytuacji i będziemy mogli odsiać wartościowe porady, od całej masy głupot.
Prócz naukowych publikacji, książek, artykułów, programów naukowych, dobrym źródłem informacji może być również internet, ale trzeba podchodzić do niego z dużą dozą dystansu i krytycznym okiem. Wiele dowiedziałam się z forów internetowych czy tzw. "grup" na facebooku, ale naczytałam się tam również masę bzdur (jak widzę hasło: "po gumie do żucia się tyje", "przez wodę gazowaną ciężko zrzucić brzuch"  to z jednej strony dostaję ataku śmiechu, a z drugiej szału- nie wiem, może ja jestem niedoinformowana, ale takie bzdety czasem czytam i nie chce mi się w nie wierzyć). Czasem takie dziwne informacje o dziwo okazują się prawdziwe, ale po pierwsze: nie popadajmy w paranoję, a po drugie: każdy niech wybierze co dla niego najlepsze.
Mam zdrowe podejście do kwestii trybu życia, staram się nie przeginać ani w jedną ani w drugą stronę, bo uważam, że wszystko jest dla ludzi. Staram się unikać chemii w jedzeniu - nie używam mieszanek przypraw, kostek rosolowych, gotowe dania jem bardzo rzadko, jak już potrzebuję coś zrobić w tempie ekspresowym, czytam etykietki i wystrzegam się chemicznych dodatków do żywności, ale zdarza się, że zjem coś niezdrowego, nie robię dramatu, kiedy jadę do rodziców i dostaję zupkę z pewną przyprawą w proszku.
Uważam również, że trzeba też mierzyć siły na zamiary- tzn. nie przesadzać z produktami "fit", turbozdrowymi, reklamowanymi szeroko przez różne osoby, polecane w różnych programach. Tak jak pisałam, "bycie fit" stało się modne i producenci żywności to mocno wykorzystują. Ceny produktów z działu "zdrowa żywność" z certyfikatem "eko" przekraczają możliwości przeciętnej osoby- studenta, osoby pracującej zarabiającej najniższą krajową, rodziny z dziećmi czy nawet osoby starszej, która chce zmodyfikować swoją dietę i lepiej się odżywiać. Uważam, że konsumenci są nabijani w butelkę i płacą kosmiczne pieniądze za wiele produktów, które nie spełniają wymogów (o podrabianiu certyfikatów można poczytać np. tutaj: http://csr.forbes.pl/co-piaty-produkt-ekologiczny-nie-spelnia-wymogow,artykuly,181689,1,1.html ).
Czasem taniej jest zrobić coś samemu w domu, a i  satysfakcja duża. Ktoś powie, ze brak czasu, wygoda- ja powiem: wyłącz facebooka i zadbaj o zdrowie.
Czytając etykietki produktów można, by zrobić doktorat z chemii. Warto trochę zaznajomić się z tematem, bo czasem coś co brzmi dziwnie, strasznie i nie potrafimy tego wymówić nie jest wcale "strasznym chemolem", a substancją naturalną, np. antocyjany, to barwnik występujący m.in w aronii, burakach, truskawkach czy bakłażanach :)

W kolejnych wpisach postaram się nieco więcej napisać na temat diet, składników pokarmowych, a także zamieścić porady związane z żywieniem czy domowymi sposobami na przeziębienia itp. Pojawią się też zapewne przepisy :)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Zawiść i nieznajomość tematu

Nic nie irytuje mnie bardziej niż osoby, które nie znając mnie, mojej historii, nie mające bladego pojęcia o ćwiczeniach, zdrowym odżywianiu się, próbują narzucać swoje poglądy. Dla nich jestem tłustą świnią, która sama jest sobie winna. Nie neguje tutaj swoich zaniedbań, ale jak opisałam to we wcześniejszym poście, problem jest o wiele głębszy i bardziej złożony. Spotkałam się  z osobami, według których powinnam w ogóle przestać jeść żeby zrzucić zbędne kilogramy. Po rozmowie z takimi osobami nie czułam się wcale lepiej. Ale z drugiej strony czemu mam się przejmować zdaniem kogoś, kto nie ma zbyt wiele do powiedzenia w tym temacie?
Odpowiednie odżywianie jest bardzo ważne dla naszego zdrowia, jest też istotne kiedy chcemy schudnąć. Nie jemy tylko po to żeby przestało nam burczeć w brzuchu,ale również po to, by dostarczyć naszemu organizmowi niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania substancji. Składniki pokarmowe które przyjmujemy dzielimy na: budulcowe, energetyczne i regulujące.

Dla zdrowia i dobrego samopoczucia powinniśmy dbać o właściwe proporcje tych składników.
Jesteśmy tym, co jemy i wszelkie niedobory stają się widoczne: pogarsza się kondycja naszej skóry, paznokci, włosów, stajemy się ospali, rozdrażnieni, brakuje nam energii... Żadne cud-pigułki nie pomogą, nie zdziałają cudów. Inaczej: niektóre leki  i suplementy mogą pomóc naszemu organizmowi, ale najlepiej pomoże mu odpowiednio dobrane pożywienie.
Dawniej nie przywiązywałam większej wagi do tego co jem i jak jem. Teraz dostrzegam jakie to ważne. Nie potępiam osób, które myślą inaczej, odżywiają się fast foodami- to ich sprawa i ich zdrowie.
W zeszłym roku przeszłam zabieg usunięcia migdałków. Moje zdrowie uległo znacznej poprawie. Prócz alergii na pyłki nic mi nie doskwiera. Zaczęłam zdrowiej się odżywiać- wybieram raczej produkty pełnoziarniste, nie kupuję gotowych produktów, zup w proszku, gotowych mieszanek przypraw. Staram się ograniczyć chemię w jedzeniu. Z leków przyjmuję tylko tabletki na alergię, witaminy i tran. Kiedy czuję się osłabiona, przeziębiona leczę się "babcinymi" sposobami: piję ziółka (lipę, rumianek, miętę, jeżówkę- super wspomaga odporność; do ziółek polecam sok malinowy, dobrze jeśli ktoś ma taki domowej roboty, bo te sklepowe to koło malin nie leżały), w razie większego przeziębienia: mleko z miodem i czosnkiem (brzmi obrzydliwie, ale jest do przyjęcia), albo też kanapka z czosnkiem (można dorzucić na wierzch wędlinę, żeby język przeżył :)), piwne grzańce. Najmocniejszym lekiem jaki stosowałam w ciągu ostatniego roku była stara sprawdzona polopiryna. O dziwo choróbska, albo mnie omijają, albo bardzo szybko mijają.
Powodem do usunięcia migdałków były nawracające infekcje dróg oddechowych. Na przełomie 2012 i 2013roku, w ciągu trzech miesięcy przyjęłam 5 różnych antybiotyków i non stop byłam chora. Organizm był bardzo osłabiony, cały czas miałam ochotę na soki, owoce, jogurty. Brakowało mi witamin i bakterii, które zabiły antybiotyki. Po jednym z antybiotyków dostałam po 1,5 tygodnia stosowania pokrzywki na całym ciele, która schodziła przez około tydzień. Moje ciało miało dość. Na szczęście trafiłam na mądrych lekarzy, którzy stwierdzili, że ładowanie we mnie bez opamiętania leków nie ma większego sensu. Pan laryngolog po wykonaniu niezbędnych badań przepisał mi kurację wzmacniającą odporność- dostałam receptę na szczepionkę, którą przyjmowałam w postaci pigułek przez 3 miesiące (10dni stosowania, 20dni przerwy). Ponadto lekarz zalecił mi przyjmowanie wyciągu z aloesu, propolis i betaglukan- wszystko dostępne bez recepty.Co prawda koszt przez te 3 miesiące ok. 150zł co przy studenckim budżecie było dużym obciążeniem, ale na antybiotyki wydawałam o wiele więcej. W międzyczasie zostałam skierowana na zabieg do szpitala (wiadomo, kolejki :) no i we wrześniu zeszłego roku pożegnałam się z migdałkami, które okazały się tak zniszczone, że nie spełniały swojej funkcji. Były za to świetną pożywką dla bakterii. Po wszystkim przyjmowałam antybiotyk, ale to zapobiegawczo, żeby nie rozwinęła się infekcja, bo po wszystkim w buzi zostają dwie dziury, które mają się same zagoić. Wszystko poszło dobrze,  nie choruję.
Teraz pora na uregulowanie diety, wdrożenie ćwiczeń, bo to mój największy problem. No i można wręcz powiedzieć, że uzależnienie od słodkiego. Mózg na cukier reaguje jak na narkotyk.

Uciekam potrenować- rozkładam matę, biorę piłkę do ćwiczeń, hantelki i odpalam trening na youtubie. Miłego dnia !


P.S. użyty w poście obrazek pochodzi ze strony: http://szkola76.wordpress.com/nauka/biologia/%E2%80%A2-rola-skladnikow-pokarmowych/

niedziela, 20 lipca 2014

Kilka słów na początek

POWODY I MOTYWACJE DO SCHUDNIĘCIA:
*LEPSZE SAMOPOCZUCIE FIZYCZNE I PSYCHICZNE
*TROSKA O ZDROWIE
*ZADBANIE O KRĘGOSŁUP I STAWY
*MNIEJSZY ROZMIAR UBRAŃ
*POPRAWA SAMOOCENY I WIĘKSZA PEWNOŚĆ SIEBIE
*POPRAWA CERY
*ŻEBY POCZUĆ SIĘ ATRAKCYJNIE
*NIE MOGĘ DOSTAĆ FAJNYCH UBRAŃ W SWOIM ROZMIARZE



JAK SIĘ CZUJĘ TERAZ?
 *NIEATRAKCYJNIE
*NIEPEWNIE
*JAK "PASZTET"
*NIE LUBIĘ PATRZEĆ W LUSTRO
*ZAKUPY UBRANIOWE NIE SĄ DLA MNIE PRZYJEMNOŚCIĄ
*MAM WRAŻENIE, ŻE LUDZIE SIĘ NA MNIE GAPIĄ I WYRABIAJĄ SOBIE OPINIĘ NA PODSTAWIE MOJEGO WYGLĄDU
*CZASEM POJAWIA SIĘ MYŚL, ŻE JESTEM ODRAŻAJĄCA



CO CHCĘ WYELIMINOWAĆ ZE SWOJEJ DIETY:
 *SKLEPOWE SŁODYCZE- RAZ W TYGODNIU: DOMOWE CIASTO/ CZEKOLADA/ LODY
*DROŻDŻÓWKI, PĄCZKI, BIAŁE PIECZYWO
*SŁONE PRZEKĄSKI
*DANIA FIX, GOTOWE, MOCNO PRZETWORZONĄ ŻYWNOŚĆ (BY ZMINIMALIZOWAĆ ILOŚĆ CHEMII W JEDZENIU)
*SŁODKIE, GAZOWANE NAPOJE
*NAPOJE ENERGETYCZNE
*OGRANICZYĆ ALKOHOL
*MAJONEZ
*FAST FOODY, POTRAWY SMAŻONE NA GŁĘBOKIM TŁUSZCZU
*GOTOWE MUSLI, SŁODKIE PŁATKI ŚNIADANIOWE
*PASZTETY I KONSERWY MIĘSNE
*BIAŁY CUKIER
*JOGURTY SMAKOWE, DESERY Z DZIAŁU "NABIAŁ"

Trudne początki

Decyzja podjęta. Zaczynam swoją walkę z kilogramami. Ten blog mam nadzieję, że będzie mnie dodatkowo motywował do pracy nad sobą i być może stanie się dla kogoś źródłem informacji, inspiracją do podjęcia tej trudnej drogi.
Zacznijmy od początku. Mam na imię Marta, mam 23lata, 157cm wzrostu i ważę ponad 80kg. Problemy z wagą zaczęły się dawno temu.
Jako dziecko dużo chorowałam, był to infekcje gardła i dróg oddechowych. W wieku 6lat zachorowałam o wiele poważniej- zapalenie opon mózgowych. Po miesiącu walki z chorobą wyszłam ze szpitala. Osłabiona, łapałam każdą infekcję. Nie mogłam przez okres 1 roku przyjmować szczepionek, musiałam unikać słońca i wysiłku fizycznego. Kolejne stany zapalne gardła zaprowadziły mnie do pulmonologa i alergologa. Tu kolejna niespodzianka- niewłaściwie leczona we wcześniejszym okresie życia, nabawiłam się astmy. Zaczęły się zwolnienia z w-fu, przyjmowanie leków wziewnych i tycie.
Mama już wcześniej niejednokrotnie zabraniała mi np. bawić się zimą z dziećmi na dworze, żebym się nie przeziębiła. Odkąd odkryto u mnie astmę, zrobiło się jeszcze gorzej. Pojawiło się więcej nakazów i zakazów, które rzekomo miały mnie uchronić przed negatywnymi skutkami i objawami choroby. Z powodu tego, iż szybko się męczyłam ze względu na niewydolność mojego układu oddechowego i nadwagę (w 3 klasie podstawówki warzyłam ok.50kg...), nie mogłam uczestniczyć na równi z innymi dziećmi w zabawach i zajęciach sportowych.
Rodzice nigdy nie bronili mi jeść słodyczy, sami mi je również kupowali. To dodatkowo wpłynęło na mój wygląd. Tyłam. Przez leki na astmę (przyjmowałam m.in. budesonid, ventolin,encorton), nieprawidłowe i nieregularne odżywianie i brak ruchu.
Niejednokrotnie słyszałam pod swoim adresem przykre słowa. Nie tylko z ust innych dzieci, ale też najbliższych. Nie motywowało mnie to w żaden sposób. Czułam się inna, gorsza i coraz bardziej wyobcowana. Traumą z dzieciństwa jest też wspomnienie tego, co robiła moja mama: rozbierała mnie do bielizny  i przyglądała się moim rozstępom, jednocześnie komentując to w nieprzyjemny dla mnie sposób. Dla 8-10letniego dziecka takie coś jest przeżyciem, które pozostawia ślad w psychice na całe życie.
Znienawidziłam siebie, sport, bo podczas wykonywania ćwiczeń źle mi się oddychało, nie byłam tak sprawna i szybka jak inni.
Dziś mam niską samoocenę i bardzo krytycznie podchodzę do siebie. To wszystko ma również odzwierciedlenie w moich relacjach z innymi ludźmi i zachowaniu, gdyż nie czuję się swobodnie i dobrze w swoim ciele.
Miewam napady głodu, zajadam stres, zapycham się czasem czym popadnie, a później mam wyrzuty sumienia. Na szczęście ominęły mnie takie sprawy jak bulimia i anoreksja.
Niestety mam dużą nadwagę, z którą będzie mi ciężko walczyć. Ale chciałabym kiedyś założyć seksowną kieckę, spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie "Niezłe z Ciebie ciacho. Już nie pączek w lukrze".


Zapraszam do komentowania, konstruktywnej krytyki, dzielenia się przemyśleniami, radami czy polemizowania ze mną. Chamstwa nie będę tolerować, szanujmy siebie i innych.